wtorek, 13 lipca 2010

Poniedziałek






Jesteśmy w Murzasichlu. Dojechaliśmy szczęśliwie, szybko, bez kłopotów. W klimatyzowanym autokarze nawet dzieci zniosły dobrze jazdę. Na miejscu mili gospodarze. Obiad, potem rozlokowanie w pokojach. Poszło całkiem sprawnie. Podział na grupy losowy, do czterech odlicz. W wolności, kto chciał, mógł zmienić grupę. Wychowawcy też losowo, jak kto stał - przejęli jedynki, dwójki, trójki i czwórki. Teraz, przed wieczornym spotkaniem poszli zbadać teren. Trochę się poznać. Pierwsze koty za płoty, jak mówią. Jest mi trochę dziwnie. To ja zawsze chodziłam z grupą, nie musiałam martwić się o całość i nieść ciężaru wieczornych spotkań. Józef tak wysoko postawił poprzeczkę, że oczekiwania wszystkich (dzieci, Emilii, kolonistów) są ogromne. I co teraz?
Józef mówi 'daj się prowadzić Duchowi Świętemu', ale jak?

Szukałam internetu. Gospodarze mówią, ze jest, tylko coś się rozjechało. Może uda się naprawić jeszcze dziś wieczorem.

Tak brakuje mi Józefa. Mam nadzieję, że za kilka dni do nas dołączy. Za chwilę wieczorek. Idę ze "Słowem", danym na ten czas. Ty Boże prowadź.

I jakoś było. Trochę zabawy, trochę śpiewu, poznawanie imion. Potem czytanie liturgiczne z dnia, to, które wszyscy mieliśmy dostać na xero, jako temat zadany na wspólny czas. Słuchali. Jak być bardziej dla innych, jak rezygnować z z siebie, jak 'ja' zamieniać na 'ty', 'my'? Mamy tu się tego uczyć.

Czy dość jasno przekazałam myśl? Czy ktoś ją podejmie?
To jest także sprawdzian mojej wiary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz