środa, 14 lipca 2010
Emila pisze
Jeżdżę na kolonie Caritas od 1999 roku. Za każdym razem jest to bardzo ważne dla mnie przeżycie. Zwiedzamy wspaniałe miejsca, w niektórych, tak jak teraz w Tatrach byłam wiele razy, w innych, jak Tymbark czy Krasnobród, byłam po raz pierwszy i jak na razie jedyny. Lubię obserwować dzieci, które na koloniach zachowują się zupełnie inaczej niż w szkole, tu ujawniają się ich talenty, których szkoła nie umiała wydobyć, dzieci, które rzadko się smieją, tu okazują się być radosne, często dowcipne i zabawne. Zawiązują się przyjaźnie i trwają dłużej niż kolonie. Teraz można je podtrzymywać przez internet. Te dzieci, które jeżdżą niemal co roku, wspominają poprzednie, opowiadają mnóstwo świetnych historyjek, robią rankingi najfajniejszych wycieczek, najsmaczniejszego jedzenia, najfajniejszych występów na naszych wieczorkach. Każda kolonia ma tez jakiś przebój, który wszyscy chętnie śpiewają przy różnych okazjach. Nie liczy się tu wiek, siedmiolatka nie jest mniej ważna niż piętnastolatek, z powodzeniem pasuje do kompanii. Tutaj , w Murzasichlu już byliśmy kilka lat temu. Wspominamy ze wzruszeniem spotkania z góralskim twórcą ludowym, który opowiadał na po góralsku różne historie, czytał swoje wiersze i grał na złupcokach- góralskich skrzypcach. Od 1999 roku na naszych wyjazdach pojawiały się te same elementy, nienaruszalne punkty dnia, wspólne modlitwy przed jedzeniem, gimnastyka poranna, wieczorne spotkania, częste śpiewanie różnych piosenek, zachwyt nad tym co nas otacza. Tego uczył nas Józef i teraz, chociaż nie ma Go postępujemy wg. tego utrwalonego planu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ale pięknie piszesz! Pisz, pisz. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńNie było czasu, ale blog może trwać nawet po koloniach. Piękne wspomnienia mogą do tego zachęcać.
OdpowiedzUsuń