czwartek, 15 lipca 2010

Jeszcze o czwartku








Wczoraj była taka kolejka do bloga, że nie zdążyłam już nic napisać. I tak siedziałyśmy z Emilą do pierwszej w nocy, ona wypełniała dzienniczki, ja wysyłałam zdjęcia.
Dziś pobudka o 5:30. „Młode wilki” wyruszyły na Czerwone Wierchy. Paweł nasz przyjaciel -himalaista będzie asekurował i czuwał nad nimi telefonicznie. Wieczorem modliliśmy się o opiekę Ducha Świętego, o mądrość i rozwagę dla nich.

Z wczorajszego dnia:
Po bardzo długim staniu w korku przed Poroninem, 1,5 godz. na odcinku 3 kilometrów, dotarliśmy do Bachledówki. Akurat trwała Msza Święta. Dołączyliśmy. Nikt nie kręcił nosem. Część dzieciaków poszła nawet do komunii. Przepiękne widoki na Gorce, Babią Górę.

I drugi moment - Gubałówka. Straszne. Jarmark próżności i konsumpcji. Uciekliśmy stamtąd czym prędzej. Nikt nie protestował.

Na Krupówkach - wiadomo. Dziki tłum ludzi. Grupy dostały 40 minut. Większość była przed umówionym czasem.

Na spotkaniu wieczornym rzucaliśmy piłkę, zapraszając do wypowiedzi. Ten, do kogo rzucono, opowiadał, co najbardziej go zainteresowało, zaskoczyło, najbardziej mu się podobało. Z czym wrócił z dzisiejszej wędrówki. Wszyscy mówili o pięknym krajobrazie, cmentarzu na Pęksowym Brzysku. Nikt, o Gubałówce (chyba, że w kontekście stromego schodzenia). A podczas modlitwy rozsypał się wór dziękczynienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz